wtorek, 13 grudnia 2011

Szykując się na Święta

Już za tydzień lecę do Polski, żeby spędzić cały tydzień w domu z rodziną w świątecznej atmosferze. Mam przynajmniej nadzieję na taką atmosferę. Zdając sobie sprawę z uciekającego czasu, wybrałam się wczoraj do centrum w poszukiwaniu prezentów. Pół godziny stałam gapiąc się na półki z zabawkami i próbując wybrać coś dla moich małych diabełków Olgi i Natalii. Ale co? Czego małe urwisy mogą oczekiwać od swojej cioci? Wróciłam z pustymi rękami licząc, że może niedługo dostanę objawienia w kwestii prezentów. 

W drodze powrotnej dla poprawy humoru poobserwowałam nieco okolicę. Coraz więcej wszędzie światełek, drzewek, ozdób. Moimi faworytami oczywiście są cukiernie, których witryny przypominają słodką fabrykę zabawek i chatek Świętego Mikołaja. Nawet w indonezyjskiej knajpce znalazła się całkiem pokaźna makieta świątecznego miasteczka. Ktoś może nazwać to komercją, sprzedawaniem świąt bożonarodzeniowych, ale dla mnie ten widok jest niezwykle radosny i kojący. Tym wszystkim zgorzkniałym Grinch'om polecam zatrzymać się przy jednej z wielu przyczep rozstawionych po całym mieście i sprzedających oliebollen. Ni to ciastko, ni pączek... kulki drożdżowego ciasta z rodzynkami lub kawałkami jabłka, smażone w głębokim tłuszczu i posypane cukrem pudrem. Bomba kaloryczna, ale za to jaka przyjemna :) A spieszyć się trzeba, bo waflowe przyczepy stać będą tylko do sylwestra!


W weekend dowiedziałam się też, że teść również zamierza zorganizować z nami wymianę prezentów zaraz po naszym powrocie z Polski. Dlatego też kazał nam się zastanowić nad listą rzeczy, jakie chcielibyśmy dostać. Niedługo mamy dostać też podobne spisy od niego oraz siostry Maurycego. Zawsze uważałam, że jest to bardzo przydatny i ułatwiający życie sposób wyboru podarunków. Przynajmniej kupujący nie traci czasu na wymyślanie, a obdarowanemu zaoszczędzi się rozczarowania po rozpakowaniu paczki. Niestety nie działa to w moim przypadku w odwrotną stronę. Najzwyczajniej w świecie nie potrafię takiej listy sporządzić.  Czemu? Bo nie ma wtedy niespodzianki! Kupowanie prezentu komuś, kogo jeszcze słabo się zna może być trudne bez jego sugestii, ale co to za frajda dostać coś czego się spodziewasz? Pragmatyzm zabija cały czar i urok. 
A Wy co chcielibyście dostać pod choinkę?

3 komentarze:

  1. Ja wczoraj zakończyłam proces kupowania prezentów: wybrałam drogę internetową bo centra handlowe chwilo mnie przytłaczają :D My w tym roku rozwiązaliśmy listę prezentów jeszcze inaczej: podyktowaliśmy sobie nawzajem listę bardzo wielu różnych rzeczy, które chcielibyśmy dostać (małych i dużych, wszelkiego rodzaju) i dzięki temu nie możemy się domyślić, którą z tych rzeczy dostaniemy więc będzie to niespodzianka, ale taka, która na pewno się nam spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj nie wyraziłam się najwyraźniej dokładnie. Nasz plan jest taki sam, każdy dostanie coś spośród rzeczy z listy. Niby jest element niespodzianki, ale i tak wiadomo czego można się spodziewać. I gdzie tu zaskoczenie? Natomiast muszę przyznać, że coraz bardziej zaczynam marzyć o takich listach od całej rodziny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co racja, to racja - prezent-niespodzianka mimo wszystko ma większy urok...
    A co do witryn świątecznie udekorowanych, to jestem z Tobą!! :) I prawda, że cukiernie mają swój specyficzny styl i klimat...
    W dekoracje i makiety świątecznych miasteczek mogę wpatrywać się wciąż oczami 5-letniego brzdąca. Nie wyrosłem z tego - i nie mam zamiaru! :)))

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...